Trener Piotr Rynkowski podsumowuje to nieudane spotkanie w - jak sam mówi - gorzkich słowach.

W drodze do Kwidzyna w głowach kiełkowała mała nadzieja na pozytywny wynik, jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała naszą wizję.

Pierwsza minuta gry pokazała, że ten mecz może być bardzo wyrównany, że będziemy mieli dobre warunki ku temu, by sprawdzić skuteczność elementów gry, które solidnie szlifowaliśmy przed sezonem. Jednak już w trzeciej minucie mogliśmy zapomnieć o planie „A”, gdyż nastąpiła pierwsza (i najbardziej kluczowa) z pięciu kontuzji, które w ogromnym stopniu przyczyniły się do tego niechlubnego wyniku.

O ile w pierwszej połowie, mimo niedyspozycji Jacka Markowskiego (pierwsza kontuzja), goniliśmy przeciwnika i zmniejszaliśmy deficyt punktowy, to w trzeciej kwarcie nastąpiło już kompletne załamanie. Najpierw kontuzji nabawił się Jakub Suski, później Mateusz Sawicki, a na dokładkę Patryk Maliszewski. Drużyna z Kwidzyna zdominowała wynik rzutami za 3 punkty i do końca meczu kontynuowała dobrą zespołową grę.

Te kontuzje kompletnie zaburzyły rytm naszej gry. Kluczowymi czynnikami naszej porażki była niewystarczająca obrona linii rzutów za 3 oraz nagromadzenie kontuzji. I tu można w zasadzie postawić kropkę.

Poniższy wynik reprezentuje przede wszystkim skuteczność zespołu z Kwidzyna, który był praktycznie bezbłędny - grali równo cały mecz i punktowali, bo mieli do tego przestrzeń.

Dla mnie jako trenera najważniejsi są teraz zawodnicy i ich samopoczucie. Chcę jak najszybciej, jak najlepiej przepracować nasze doświadczenia i zadbać o zdrowie kontuzjowanych. Tak, byśmy mogli wrócić do gry w pełnym składzie i czerpać z niej frajdę, bo o to przecież w baskecie chodzi.

Następny mecz Orka zagra już w tę niedzielę, 13 listopada w Ełku z miejscowymi Wilkami.

Red. kontakt@infoilawa.pl.