Krzysztof Tomaszewski, autor "Dziejów Królewskiego Gimnazjum w Iławie", obok okładka jego książki - to zdjęcie wykonane przez innego nauczyciela, Grzegorza Olszlegiera, techniką camera obscura.
- Właściwie to chciałem tylko ustalić dokładną datę powstania budynku szkoły - opowiada o genezie swojej wydanej właśnie książki Krzysztof Tomaszewski, nauczyciel historii w iławskim "Żeromku". Traf chciał, że w toku tych poszukiwań trafił na nieopracowane dotąd w literaturze relacje dyrektora Królewskiego Gimnazjum w Iławie dr. Franza Ganskego z lat 1902–1915 - dopiero od stosunkowo niedawna w ogóle dostępne w cyfrowym świecie. Później pojawiło się jeszcze niecodzienne zdjęcie bryły szkoły kolegi Grzegorza Olszlegiera, geografisty - wykonane bez użycia aparatu fotograficznego i naświetlane przez niemal rok! Wówczas już Krzysztof Tomaszewski wiedział, że dzieje dzisiejszego "Żeromka" wyda w druku.
"Dzieje Królewskiego Gimnazjum w Iławie" - czy to Pana pierwszy projekt wydawniczy? Jak pojawił się pomysł na książkę o początkach dzisiejszego "Żeromka" - jej napisanie i opublikowanie?
Krzysztof Tomaszewski: Bodaj czwarty. Sięgając do prehistorii - czyli przełomu lat 88/89 - pierwszą książkę napisałem wspólnie z Romanem Groszkowskim, obecnym dyrektorem "Żeromka". Były to materiały do nauki historii powszechnej po II wojnie światowej. Stało się to w sytuacji, gdy stare podręczniki były już nieaktualne, nowe jeszcze nie powstały. A trzeba było na czymś pracować z młodzieżą. Obecnie, jak sądzę, to pozycja bibliofilska – nie do zdobycia :-))). Kilkadziesiąt egzemplarzy było w szkolnej bibliotece, jednak w następnych latach ich zasób topniał, topniał... aż się wyzerował. Widać młodzież przywiązywała się wtedy do czytanych książek.
Później opublikowałem jeszcze dwie książki metodyczne z zakresu WOS w wydawnictwie M. Rożak z Gdańska. Zatem ta jest niechybnie czwarta, lub coś przegapiłem. Natomiast jest pierwszą, którą od początku napisałem i wydałem. Napisałem sam, wydałem z wydatną pomocą rodziny. Można rzec, że pierwsza książka powstała z potrzeby chwili, dwie następne dla zarobku, a czwarta... dla przyjemności.
Co do pomysłu, to na początku wynikł on z zabawy, zresztą cały projekt i teraz tak traktuję. Jak wspomniałem we wstępie, najpierw usłyszałem legendę o krwawym buku żywiącym się krwią maturzystów, potem zainteresowałem się drzewem, a w końcu budynkiem. Właściwie to chciałem tylko ustalić dokładną datę jego powstania. Zacząłem szperać w Internecie i wtedy natrafiłem na źródło. Wie Pani, historyk nie jest do końca panem swoich działań, ograniczają go zasoby źródłowe. Nie ma źródeł – nie ma wiedzy, nie ma tematu.
Dlatego było dla mnie sporym zaskoczeniem, że trafiłem na te relacje dyrektora Ganskie. Pewnie leżały w jakimś kącie toruńskiego archiwum, ale całkiem niedawno zostały zdygitalizowane i upublicznione. Taki traf.
Dodatkowo tak się złożyło, że pracowałem już na tego typu źródłach przy innym temacie, dotyczącym Lwowa, co zresztą troszeczkę wykorzystałem w książce.
I tam, w tych relacjach dyrektora Ganskego – a one mają status urzędowych dokumentów - były szczegóły. Z każdego roku szkolnego kilkunastostronicowa relacja. Szczerze mówiąc, wykorzystałem tylko część zawartych w nich informacji, chcąc uniknąć przeładowania faktami, by jednak książeczkę dało się czytać. Nie tylko z pożytkiem, ale też z przyjemnością. Także, jest jeszcze pole do ciągów dalszych.
Zatem zacząłem pisać, na początku dla siebie... Połączyłem dane z dyrektorskich sprawozdań z obrazkami, relacjami z Gazety Olsztyńskiej. Rozmawiałem o tym ze znajomymi, że są nowe fakty – i ktoś mi powiedział - no to napisz o tym. Napisałem.
Ale wciąż wahałem się, czy brnąć w wersję papierową. I wtedy pojawił się kolega Grzegorz (Olszlegier) ze swoim niesamowitym zdjęciem. Nie wiedział o książce, pokazał to zdjęcie, a ja od razu zobaczyłem je na okładce. No, wprost idealnie wpisało się w temat. To nie jest zwykłe zdjęcie, to tzw. potocznie „solarka”, robiona bez użycia aparatu fotograficznego – rodzaj camera obscura. I on je wystawił w tym miejscu, co trzeba, zanim ja pomyślałem o książce, gdyż naświetlanie materiału światłoczułego trwało niemal rok. Rozumie Pani – taki zbieg okoliczności – musiało się tak skończyć :-).
Zatem odpowiedź na pytanie, jak to się zaczęło, brzmi – od Grześka. Choć wtedy ani on, ani ja, o tym nie wiedzieliśmy.
Wie Pani, chodzi o metaforykę tego zdjęcia, przy tej technice nie ma, nie widać na zdjęciach ludzi. Nie uwidaczniają się, są zbyt ulotni. A z drugiej strony przecież przez ten niemal rok przechodziła przed otworem urządzenia masa uczniów, przypadkowych przechodniów, etc. A co widać? Budynek, aleję, drzewo i roczny ruch słońca na niebie. Więc chodziło mi też o pokazanie trwałości instytucji, której sam początek, acz inaczej, też naświetliłem. Czyli szkoły. Czy to królewska, hitlerowska, wojenna, powojenna, komunistyczna, obecna – ona jakoś trwa. Podobna tytułowemu drzewu. Zmieniają się dekoracje. Ba, ludzie też.
Wracając do rzeczywistości - okazało się, że pisanie to sprawa najprostsza w całym cyklu wydawniczym – z samym wydaniem było trochę przebojów, ale to już czytelnikom daruję. Wspomnę tylko, że doping i pomoc ze strony córek był jednym z ważniejszych... powiem przewrotnie - ojców tego dziełka. Wygląda na to, że w tej sytuacji, ja zostałem matką. ;)
Wiemy już, że Pańska książka zawiera sporo niepublikowanych dotąd informacji, o szkole i o Iławie. Czy mógłby Pan zatem odpowiedzieć więcej o tym, z jakich jeszcze źródeł Pan korzystał?
Oprócz źródeł właściwych, pisanych, wplotłem sporo obrazów. Zdjęć. Pocztówek. Oczywiście przejrzałem też wcześniejsze książki o Iławie. Tu chciałbym podziękować lokalnym instytucjom, gdyż bez ich stron internetowych byłoby mi dużo trudniej - podziękować naszej Bibliotece Miejskiej za stronę „Iławska Kronika Cyfrowa” oraz Michałowi Młotkowi za jego Internetowe Muzeum Iławy - „Ilawasprzedlat.pl”.
Do tego dołożyłem fragmenty Gazety Olsztyńskiej ze stosownych lat. Plus oczywiście publikacje o systemie kształcenia w Rzeszy Niemieckiej. Pełną bibliografię podałem na końcu książki.
Czy wiele czasu Pan poświęcił "Dziejom Królewskiego Gimnazjum w Iławie"? Jak długo trwały prace nad książką?
W sumie to szybko poszło. Zbieranie materiałów ze dwa miesiące, tekst powstał w dwa tygodnie... bazowy, bo potem były liczne poprawki. Teraz też już bym poprawił, gdyż przybyło nieco nowych szczegółów. No, ale kiedyś trzeba było powiedzieć sobie - stop poprawkom! Bo inaczej, to można ulepszać, ulepszać... w nieskończoność.
A najciekawsze Pana historyczne odkrycie w toku tych prac? Czy udało się trafić na jakąś "perełkę"?
Trudno powiedzieć. Każdy ma inne perełki. Jak wspomniałem, głównym celem było dokładne datowanie powstania budynku, a pośrednio jego wizerunków na pocztówkach. I to się udało, co do godziny nieomal. Tu mam na myśli uroczystość inauguracyjną. Opisaną bardzo dokładnie z użyciem cytatów z ówczesnej lokalnej gazety Dt. Eylauer Zeitung. Ponieważ nic z niej się nie zachowało, być może to jedyne cytaty z tejże.
Ciekawostką jest też chyba lista wszystkich absolwentów z opisywanego okresu. Zadziwiająco duża liczba polskich nazwisk. Niektóre zresztą brzmią całkiem znajomo :-))). Z kategorii zabawnych - problemy ówczesnych władz szkolnych. Ponadczasowe. Ta walka z elementami rozrywkowymi u uczniów, że tak to eufemistycznie ujmę, z literaturą brukową, z wędrowcami... A może przejazd cesarza Wilhelma II przez Iławę? Niewątpliwie najbardziej dramatyczne są relacje z czasu wojny.
Książkę na pewno przeczytali już pierwsi czytelnicy, choćby uczniowie i inni nauczyciele "Żeromka". Jakie do Pana trafiają pierwsze opinie?
Nie wiem – ja ruszyłem z tym dopiero w styczniu, owszem parę pierwszych osób: znajomych i bliskich, którym rozdałem książki, wypowiadało się pozytywnie. No ale... co mieli mówić :-).
Myślę, że do uczniów temat trafił dopiero dzisiaj. Cóż – zobaczymy, choć dla maturzystów (kiedyś zwanych prymariuszami), to powinna być lektura obowiązkowa (żart – są i tak przeładowani tego typu materiałem). W sumie w swym najgłębszym sednie, ta książka jest o nich i ich wysiłku (symbolizowanym przez czerwieniący się w czasie matur buk). Cała reszta to tylko historyczny anturaż tej akurat epoki :-))). Pewne sprawy są niezmienne.
Pierwsze cztery rozdziały książki autor upublicznił i każdy może je pobrać ze strony internetowej pod adresem: https://docer.pl/doc/80n5c58. A jeśli komuś się spodoba, to papierowe wydanie całości dostępne jest w księgarni „Metis” w Domu Handlowym Feniks.
Pytania: Marta Chwałek.
17Komentarze
Portal infoilawa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
gdyby u was był taki jak Hertel czy Antek, to na zbity pysk by gościa wywalił. niech idzie precz i zakłada swoją szkołę, a zobaczył by ilu by się zglosiło
Nie chcemy książek i wirtualnych muzeów.Chcemy,żeby praca była w Iławie!
Żeromek to tylko budynek.Obecny dyrektor z rozdania politycznego(P0).Najważniejsza jest opinia o szkole i ludzie w niej.A z tym jest co raz gorzej...
Grzesiu to fachura w tych zdjęciach :) Są świetne.
odpowiadasz ? ale na jakie pytanie ? nieistniejące ? no brawo . odpowiedź błędna .
Do 4f: Nie wiem o co Ci chodziło, bo Twoje zdanie jest dziwne, ale Ci odpowiem. Nie jest :)
Powiem wam że obecnie Mechanik jest bardziej niż Żeromek
lepiej zdala ominąć niż wstąpić krowie ł---o
Chodzę z głową w chmurach, nigdy nie odpowiadam na "dzień dobry".
nieodpowiadanie z tego powodu na przywitanie to jest klasa ? to ja dziękuję za taką klasę ...
Lepsze chodzenie w chmurach i nieodpowiadanie z tego powodu na przywitanie niż brak wiedzy czy klasy.
Zdjęcie autora sprzed 30 lat?
Sonia broni się kłami i pazurami nawet jak nikt nie atakuje.
Nie denerwuj się Sonia, to było zwykłe pytanie, nie musisz od razu wystawiać, kiepskiej skądinąd, artylerii.
Ludzka zawiść nie zna miary. Co kogo obchodzi z którego roku fotka? Bierz się do roboty, zawistny narodzie.
Tak to ja
Neo to ty ??